Top

Pięć podróżniczych mitów czyli szczerze o samotnym podróżowaniu.

 

„Takiej to dobrze, nic tylko podróże”, “nie wszyscy mają tyle szczęścia co ty”, “w miejscu nie usiedzisz, ciągle w trasie”, “skąd ty masz na to kasę”, “kiedy ty się w końcu ustatkujesz”, “te pół roku w Wietnamie to czas stracony, nic z tego nie masz”, “i po co ci to było”… To tylko przykłady niektórych rozmów, wiadomości czy słów, które usłyszałam zarówno będąc w podróży jak i już po powrocie. Niektóre wypowiedziane z nutką zazdrości, inne z obawy i szczerej życzliwości, wszystkie jednak w jakiś sposób sprawiają, że siłą rzeczy zastanawiam się nad stylem swojego życia. A że podróżować wciąż zamierzam, stąd też motywacja do napisania trochę innego postu czyli notki o cieniach i blaskach samotnej podróży.

Podroznicze Mity

1.Facebook wyznacznikiem szczęścia i udanej podróży
“Ty to masz życie, widziałam zdjęcia na Facebooku, tylko pozazdrościć!” Na portalach społecznościowych wszyscy mamy życie gwiazd Hollywoodu (nawet same te gwiazdy) z jednej prostej przyczyny – nikt nie chce widzieć siebie w gorszej pozycji. To, że na moim profilu czy blogu wszystkie zdjęcia są podsumowaniem pozytywnych doświadczeń nie świadczy o tym, że tylko takie były. Świadczy tylko o tym, że wolę pozytywnie patrzeć na świat i kreować optymistyczny wizerunek siebie i swojej podróży. Nie było zdjęć wypadku na motorze, karaluchów czy pluskw w pokoju, tajskiego taksówkarza który mnie oszukał czy wysypki od zanieczyszczonej wody. I nie będzie.
2.Egzotyka, nowość i przygoda – super!
“Takiej to dobrze, popodróżuje, popróbuje nowych rzeczy, pozna nowe miejsca i ludzi”. Oczywiście, że dobrze! Nie będę zaprzeczać i nigdy nie usłyszycie, żebym się skarżyła czy narzekała, bo w dużej mierze to właśnie jest motorem napędowym mojej niekończącej się energii i pasji do podróżowania, i uwielbiam to! I to właśnie dzięki podróżom mogłam uczestniczyć w wietnamskim weselu czy Bożym Narodzeniu, mieszkać z wietnamską rodziną, poznać ludzi z całego świata z którymi przeprowadziłam wiele ciekawych rozmów. Ale to też “przez” podróże ominęły mnie wesela przyjaciół, urodziny domowników, polska wigilia. To “przez” podróże mamę czy brata widzę częściej na Skype niż na żywo i to “przez” podróże nie ma mnie gdy przyjaciółka potrzebuje się wypłakać bo zostawił ją facet albo gdy znajomi organizują wyjście na piwo. I jasne, że fajnie jest gdy dziś jestem w Laos, za tydzień w Tajlandii a w przyszłym miesiącu na roadtripie w Wietnamie. Ale to nie znaczy, że zawsze jest łatwo. Czasem wolałabym być w swoim salonie, pod kocem z dobrą książką w ręku.
3.Do samotnego podróżowania trzeba mieć silny charakter. I dużo szczęścia.
“Ja bym nie dała rady, podziwiam cię!”, “Ale ci się udało!”, “Ty to masz szczęście!”. Nie, nie mam szczęścia i nie, nie jestem cyborgiem ludzkości o zmodyfikowanych genach o stalowym charakterze. Decyzja o wyjeździe do Azji nie była łatwą decyzją. Wymagała determinacji w poszukiwaniu odpowiedniego projektu. Wymagała przede wszystkim wywrócenia życia do góry nogami – zostawienia pracy i mieszkania, przeprowadzki, wielu szczepień, opuszczenia rodziny i przyjaciół, wyjścia poza strefę komfortu. I nie, nie przyszła ot tak i nie jest wynikiem szczęścia. Wymagała odwagi i trochę szaleństwa, wyjścia poza schemat. Była tym trudniejsza, że przez wielu nierozumiana, no bo jak to tak, prawie 30-letnia dziewczyna rzuca stałą, dobrze płatną pracę i jedzie na wolontariat gdzieś na drugi koniec świata? Po co? A rodzina, dom, dzieci, kredyt to kiedy? Dziś wiem, że była to najlepsza decyzja mojego życia. Także jeśli macie siostrę/ kolegę/ brata/ kuzynkę, którzy właśnie mówią Wam coś takiego, to nie starajcie się ich przekonać, że to zły pomysł. Poznajcie ich motywy. Bo nie ma nic gorszego, niż porady od osób, którym własny strach i brak odwagi nie pozwala wyjść poza ich strefę komfortu (na wielu płaszczyznach). Trzeba mieć dużo odwagi by podjąć “szaloną” decyzję i ją zrealizować a potem dużo samozaparcia by tłumaczyć i przekonywać wszystkich dookoła, że decyzja owa jest słuszna. Oczywiście nie twierdzę, że po drodze nie było szczęśliwych przypadków losowych, bo było i to cała masa! Ale czy byłyby, gdyby zabrakło mi odwagi do wystartowania? Pamiętajcie, marzenia się nie spełniają – marzenia się spełnia.
4.Samotność w podróży – trzeba być do tego stworzonym!
“I że co, zawsze tak sama jeździsz?”, “Nie boisz się?”, “Nie nudzi ci się samej?”, “Sama, dziewczyna, na końcu świata”. Tak, jeżdżę, co nie znaczy, że zawsze to lubię. Uważam jednak, że każdy z nas (i mówiąc każdy, mam na myśli każdego, drogi czytelniku, Ciebie też) powinien umieć być sam i czuć się dobrze w swoim towarzystwie. Nie mówię, że ma Ci być lepiej/gorzej, łatwiej/trudniej. Mówię tylko, że jeśli sam ze sobą czujesz się szczęśliwy i się nie nudzisz to wtedy każdy inny w twoim towarzystwie – chłopak, dziewczyna, rodzina, przyjaciele – będzie się tak czuł bo to szczęście emanuje z Ciebie i nie jest zależne od nikogo innego. Co oczywiście nie znaczy, że jest łatwo. Miałam wiele momentów w podróży, kiedy czułam się samotna, tęskniłam lub akurat wspominałam kogoś, kogo bardzo bym chciała mieć akurat obok. Sytuacji, gdy wiesz, że to co przeżywasz jest niekompletne bo było by o 100% lepsze, gdybyś mógł je dzielić z kimś bliskim. I to też jest lekcja życia. Z drugiej jednak strony miałam całą masę wyjątkowych chwil właśnie dlatego, że podróżowałam sama! Przypadkowo poznanych osób, przelotnych flirtów, głębokich rozmów do 5tej nad ranem, śmiesznych anegdot o zepsutym motorze, wschodów i zachodów słońca czy samotnych chwil w świątyniach Azji. Wiele samotnych przemyśleń, refleksji i marzeń, które wciąż kształtują moją osobowość. I to, że jestem sama, nie znaczy, że jestem samotna w podróży. Samodzielne podróżowanie wymaga indywidualnego podejmowania decyzji oraz – co za tym idzie – samodzielnego ponoszenia konsekwencji. Straszne, co? Ale jakże rozwojowe! Nie ma nic lepszego, niż stanąć przed lustrem i powiedzieć sobie – cokolwiek się nie wydarzy to i tak dam sobie radę.
5.Podróżowanie to życie jak z bajki.
“Takie życie to jak ze snu”, “Skąd ty masz na to kasę”, “Każdy by tak chciał jak ty”. Nic bardziej mylnego – zaręczam was, że nie każdy by tak chciał i że dla niektórych byłaby to kara a nie nagroda. Samotne, długie podróżowanie to brak stabilności, to konieczność dużej elastyczności, to wiele godzin na lotniskach, w samolotach i w rozklekotanych busach. To brak oparcia i czasem konieczność zasięgania porad lub uzyskiwania pomocy od obcych. To nieregularny tryb życia, nieustanne podejmowanie decyzji. To jedzenie sandwicha z 7eleven kiedy akurat masz ochotę na pierogi. Albo jedzenie zupy na śniadanie bo taka akurat kultura. To życie na walizkach i niespanie w tym samym łóżku dłużej niż 7 nocy z rzędu. To codzienne przedstawianie się nowo poznanym ludziom i opowiadanie o sobie w kółko (trochę jak w Dniu Świstaka). To wreszcie dziwne choroby tropikalne, inny klimat, infekcje, problemy językowe i brak wygody. To także brak stabilności finansowej połączony z glosem sumienia (któremu nieraz kibicują bliscy) czy aby na pewno to co robisz jest słuszne/ ambitne/ przyszłościowe/ rozwijające/ sensowne. I tu znów wracamy do społecznie akceptowalnego schematu życia, którym żyje większość społeczeństwa i do ram, w które taki to włóczykij na razie się nie mieści.

Tak dla samodzielności w podróży!

5 mitów idealnego podróżowania, którym trzeba stawić czoła i na które trzeba być przygotowanym przed każdą, długą podróżą. A co do finansów – to tak jakbyś zapytał kumpla skąd ma na samochód czy markowe ciuchy. No przecież nie ukradłam! 😃 Oszczędzałam wiele lat pracując w dużej firmie, teraz zaś ciężko pracuję w sezonie letnim by znów móc wyjechać. I pewnie moje podróże są niejako kosztem kredytu na mieszkanie czy samochodu, ale każdy kupuje swoje “szczęście” jak chce, nie?
Skoro tak, to teraz sztandardowe pytanie: „no i po co ci to wszystko? co ty z tego masz?”. Mam przeżycia, wyjątkowe chwile, wrażenia, historie, które będę kiedyś opowiadać wnukom. Każdy mój dzień jest inny i nigdy rano nie wiem co się może wydarzyć! Mam lekcje historii na żywo, opowiadane nie na uczelni czy przeczytane w podręcznikach a zasłyszane przy ognisku od lokalnych osób. Mam kuchnie całego świata, kolory, smaki i zapachy. Mam nieustanne lekcje ludzkości, humanizmu i tolerancji. Lekcje pokory i zrozumienia. Wreszcie lekcje lepszego poznawania siebie, wystawiania się na próby, sukcesy i porażki. Rozczarowania i momenty zaskoczenia. Zauroczenie światem. Widoki, które zapierają dech w piersiach. Łzy smutku i szczęścia. “No i co, warto było się tłuc do tego Wietnamu? Opłacało się?”. Nie wiem czy się opłacało, wiem za to na pewno, że było warto! 🙂

Czytaj więcej na podobne tematy: O mnie